Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/783

Ta strona została przepisana.

— Przybyłeś pan, ażeby mówić ze mną o interesach... cóż zatem pana obchodzić to może? — zapytał Darier. — Chyba, że pan się jej obawiasz?.. — dodał z uśmiechem.
Wyrazy te dały zrozumieć Harmantowi jak wielką popełnił nieroztropność, okazując swoją zaciekłość przeciw Joannie.
— Ja?.. jej się obawiać?.. — wyjąknął zmieszany.
— Na honor! możnaby tak sądzić... — rzekł Jerzy.
— Jeżeli ta biedna kobieta jest rzeczywiście Joanną Fortier i, popchnięta do rozpaczy nieszczęściami swej córki, przyszła mnie błagać bym wstawił się do pana o ocalenie jej dziecka, należy wybaczyć podobny krok matce, chociażby nawet występnej. Gdyby zaś przeciwnie, nie była Joanną Fortier, co bardzo być może...
— Przestrach wyryty na jej obliczu, gdym wymówił jej nazwisko — przerwał Garaud — powinien pana przekonać, że się nie mylę.
— Gdyby przeciwnie, nie była ona Joanną Fortier — ciągnął Jerzy dalej — jak gdyby nie słysząc zaprzeczeń milionera, ale Elizą Perrin, poświęcającą się szlachetnie dla tej cierpiącej i opuszczonej dziewczyny, nie należałoby nam jej prześladować, ale uwielbiać raczej. Przekonywa to o zacnym, podniosłym charakterze tej kobiety! Pan postąpiłeś, jak ci radziło sumienie dla zapewnienia szczęścia swej córce, to ciebie wyłącznie dotyczy... Lecz co obchodzi nas obu, to właśnie, iż tak jeden z nas jak drugi, nie powinniśmy się wdawać w atrybucye policyi, do której nie należymy.
— Masz słuszność, kochany adwokacie — odrzekł milioner, odzyskawszy krew zimna — nazbyt się uniosłem... nie byłem panem siebie, sądząc, iż widzę ową zbrodniarkę, która zabiła ojca Lucyana.
— Pojmuję to... lecz w każdym razie mogłeś się pan mylić, a twój błąd mógł sprawić biednej Elizie Perrin boleść niewysłowioną.