— Nic nowego?
— Nic... wszystko idzie jak trzeba.
— Wrócisz do Courbevoie po śniadaniu — wyrzekł milioner; — ja mam interesa do załatwienia w Paryżu, które być może, zatrzymają mnie dziś dłużej nieco. Gdybym wypadkiem nie wrócił na obiad, zechciej tu towarzyszyć mej córce. A teraz idźmy na śniadanie.
Przeszli do jadalni.
— Nie zapominaj mój drogi Lucyanie — rzekł Harmant, siadając przy stole, iż masz mi co rychlej dostarczyć potrzebne dokumenta do wygłoszenia zapowiedzi. Ja już zebrałem należące do Maryi.
— Za kilka dni doręczę panu te papiery — rzekł Labroue.
Śniadanie wkrótce się ukończyło. Lucyan śpieszył się do fabryki, gdzie pojechał oczekującym na niego w dziedzińcu powozem. Wkrótce po jego wyjeździe Harmant wyszedł z pałacu, udając się na bulwar de Courcelles, poczem okrążywszy Batignolles, wszedł na ulicę Clichy.
Zatrzymawszy się tu przed mieszkaniem Owidyusza Soliveau, trzykrotnie zadzwonił. Nikt nie odpowiadał, nikogo widać nie było. Widocznie baron de Reiss wyszedł gdzieś z domu. Harmant, wydarłszy kartkę z notatnika, nakreślił na niej ołówkiem słów kilka i wrzucił do skrzynki od listów, umieszczonej przy drzwiach pawilonu. Załatwiwszy się z tem, wstąpił do kawiarni na kieliszek absyntu, gdzie usiadł, przeglądając dzienniki, tutaj to bowiem naznaczył miejsce schadzki niecnemu wykonawcy swych zbrodniczych planów.
Pozostawiwszy owego łotra, oczekującego na swego wspólnika, wróćmy do Jerzego Darier.
Młody adwokat, słysząc gorące błagania, wygłaszane złamanym głosem nieszczęśliwej kobiety, odgadł, iż żywsze