tajemnice jej życia? Zresztą, gdyby była Joanną Fortier, jak to powiedział jej Harmant, skryje się... ocieknie, zdjęta przestrachem, aby uniknąć poszukiwań i zataić może nawet przed Łucyą miejsce swojego schronienia. Gdzież ją więc odnaleźć? Łucya zaś, chociażby znała tajemnicę swej matki, nie wyjawi jej mnie nadewszystko, dla niej obcemu zupełnie. Widocznie zatem nic tu sam działać nie mogę. Edmundowi to powierzyć należy odszukanie światła w ciemnościach... Czekajmy na jego powrót.
I Jerzy Darier wrócił do siebie zadumany, smutny.
∗
∗ ∗ |
Harmant daremnie wyczekiwał w kawiarni przez trzy godziny na przybycie Owidyusza Soliveau. Raz jeden widział go tylko po powrocie z Bois-le-Roi, nie wiedząc, co się odtąd z nim działo. Znając włóczęgowską naturę swego wspólnika, obawiał się, czy nie wywędrował on gdzie z Paryża. Do tej obawy przyłączyła się druga. Kto wie — myślał sobie — czy Owidyusz nie popełnił jakiej zbrodni lub występku i nie został gdzie za to przytrzymanym? Soliveau w więzieniu stałby się dla Harmanta jednem więcej groźnem niebezpieczeństwem.
Wróciwszy do pawilonu na ulicę Clichy, zadzwonił powtórnie, ale nadaremno. Jak po raz pierwszy, tak i teraz nikt mu nie otwierał. Wiemy, iż domek ten znajdował się w zupełnem odosobnieniu. Harmant mógł był wprawdzie zapytać o niego sąsiadów, mieszkających po drugiej stronie ulicy, nie chciał wszakże tego uczynić z obawy zwrócenia na siebie uwagi. Wracał więc tą samą drogą, niecierpliwy, zdenerwowany, wściekły prawie z gniewu. Spojrzał na zegarek, było wpół do szóstej. Wszedł znów do kawiarni, gdzie czekał przed tem przez trzy godziny, kazał sobie podać powtórnie kieliszek absyntu i siadł przy oknie, ażeby widzieć przechodniów. Godzinę czekał tak jeszcze niespokojny, aż wreszcie zniecierpliwiony, postanowił wrócić na ulicę Murillo. Wyszedłszy z ka-