Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/795

Ta strona została przepisana.

— Tak... śmieję się pomimowolnie z przestrachu; jaki coraz częściej ogarnia cię teraz, mój stary! Ależ zastanów się. jeżeli stojąc twarz w twarz, nie poznała cię, wszelkie niebezpieczeństwo minęło, nie masz się czego obawiać.
— Powtarzam ci... że nie poznawszy mnie wczoraj, jutro poznać może.
— Zapewne... gdybyśmy temu zapobiedz nie zdołali.. . — Posiadasz więc jaki sposób?
— Ma się rozumieć... jasny jak słońce!
— Mów-że... mów prędzej, bo oszaleję! — zawołał Garaud, chwytając się za głowę!
— Na honor! żal mi cię, mój stary... klepki w głowie osłabły ci widocznie — mówił żartobliwie Soliveau. — No, no! nie lękaj się... — dodał — licz na mnie. Joanna Fortier, jak mówisz, tedy znajduje się w Paryżu, jesteś tego pewien, ponieważ ją widziałeś... Ma się rozumieć, iż zmieniła nazwisko?
— Tak... nazywa się Elizą Perrin.
— Gdzie mieszka?
— Nie wiem... najpewniej jednak znaleźć ją można u Łucyi.
— Przy ulicy Bourbon, numer 9-ty; znam ten dom. Czemże się ona zajmuje?
— Jest roznosicielką chleba.
— Co zmuszają przez dzień cały do chodzenia po ulicach i drogach! Do czarta! potężnie obawiać się musi, ponieważ rysopis jej rozesłano na wszystkie strony i pierwszy lepszy agent policyjny do ciupy wsadzić ją może, zkąd powtórnie zaprowadzą ją do więzienia, z którego na świat nie wyjrzy już więcej... Uspokój się! — dodał, uderzając Harmanta po ramieniu — rzecz składa się jaknajlepiej, wypijmy oto butelkę starego burgunda, zebranego z ojczystych naszych winnic... Od jutra przestanie cię już trwożyć widmo Joanny.
— Cóż więc zamyślasz uczynić?
— Ja... nic, ale ty coś zrobisz?
— Ja? — zawołał Garaud z niepokojem.