Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/796

Ta strona została przepisana.

— Naturalnie! Napiszesz najpiękniejszym kolorowym atramentem list do prokuratora z powiadomieniem, że tak nazwana Joanna Fortier zbiegła z więzienia w Clermont, tuła się po Paryżu pod nazwiskiem Elizy Perrin i że znaleźć ją można w mieszkaniu jej córki Łucyi przy ulicy Bourbon pod dziewiątym numerem. Podpisem stwierdzać tego nie masz potrzeby.
— Nie! ja tego nie napiszę... napisać nie mogę!... — zawołał Jakób Garaud.
— Dlaczego?
— Ponieważ natychmiast oskarżonoby mnie o zaaresztowanie Joanny.
— Kto taki?
— Jerzy Darier. Chciałem ją u niego przytrzymać, sprowadzić policyę, nie pozwolił mi tego uczynić, stanął w jej obronie.
— Ach! więc to ten dyabelski adwokat ją proteguje? Ciekawa musiała być scena, gdyś się z nią spotkał a niego, opowiedz-że mi to szczegółowo.
Harmant przedstawił w krótkości spotkanie swoje z Joanną, czego słuchając, Owidyusz drapał się w ucho zasępiony.
— Zważ więc sam — kończył milioner — iż niepodobna mi jej obecnie oskarżać; byłaby to wielka nieroztropność z mej strony. Jerzy Darier, posłyszawszy o przy aresztowaniu roznosicielki, o czem dzienniki natychmiastby opublikowały, odgadłby w jednej chwili, żem ja sprawcą tego. I tak już znalazł dziwnem, kiedym ją u niego chciał przytrzymać. Podejrzenia zrodziłyby się w jego umyśle... nie! tego czynić niepodobna! Joanna mogłaby nawet wymknąć się z pod poszukiwań, przybiedz go prosić o schronienie i opiekę... Łucya mogłaby spotkać Lucyana Labroue, towarzysząc matce do adwokata... Co począć? — sam nie wiem... Widzę wokoło siebie zamieszanie... przeczuwani niebezpieczeństwo, a to przeczucie mnie nie myli! Zdaje mi się, że wokoło i przeciw mnie tworzy się liga, groźniejsza z każdym dniem, z każdą godziną! Lucyan