Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/804

Ta strona została przepisana.

Zapłaciwszy za szklankę wina, zabrał swój worek i z haczykiem w ręku, udał się w stronę piekarni Lebreta. Sklepy i drzwi domów otwierać poczęto. Odźwierne i gospodynie, wynosiły na trotuary pudła i kosze, z których wysypane odpadki służba miejska wozami zabiera co rano.
Soliveau wybrał sobie doskonałe zajęcie, którem nie zwracał na siebie najmniejszej uwagi. Szedł od jednej skrzynki do drugiej, grzebiąc, przewracając w śmieciach haczykiem, a bacznie patrząc w stronę piekarni. Wreszcie ukazała się Joanna w towarzystwie dwóch roznosicielek. Po kilku minutach, wszystkie trzy wyszły ze sklepu, pchając przed sobą olbrzymie kosze na kółkach, napełnione chlebem.
Matka Eliza rozpoczęła swój obchód od ulicy św. Andrzeja roznosząc chleb po domach kolejno, a tym sposobem opróżniając zwolna swój wózek. W dalszym ciągu przebywała dzielnice, łączące się z ulicą św. Andrzeja, poczem wyszła na plac św. Michała, przyległy mu plac Maubert, a wreszcie na wyspę św. Ludwika. O wpół do dziewiątej, ukończywszy swą czynność zatrzymała się naprzeciw swego mieszkania, gdzie jak wiemy, zarówno chleb dostarczała. Owidyusz nie stracił jej z oczu na chwilę, idąc gdy ona szła, zatrzymując się, gdy ona się zatrzymywała.
— Otóż; ostatnia jej stacya — rzekł, gdy przybyli na ulicę de Bourbon — teraz powróci zapewne tą samą drogą do piekarni zdać rachunek, poczem uda się do siebie. Poznosi zapewne również chleb i wieczorem, ale to mnie nie obchodzi. Trzeba wyciągnąć korzyść z tego co wiem i ułożyć plan na podstawie marszruty, jaką ona przebywa codziennie. W porze, o której z domu udaje się do piekarni, ulice są puste zupełnie... Sprzyja to wielce moim zamiarom. W owej chwili musi nastąpić wypadek, jaki ułożę. I zeszedłszy nad brzeg Sekwany ów nędznik, wysypał w nią z worka gałgany i papiery, uczyniwszy to, zwinął worek, wdział bluzę i szedł ku ulicy de Bourbon. W oddaleniu ukazała się Joanna. Nie mając po-