— Będę się to starał wyświetlić. Gdyby nawet, przypuśćmy, wydano ów akt przez pomyłkę zamiast kopii, winno być na to odebranem pokwitowanie. Racz pan pójść zemną. Natychmiast bez straty czasu przekonamy się, czy to nastąpiło przez oszustwo lub nieświadomość.
I mer wraz z Edmundem Castel udał się do swego biura, rozkazując tamże przywołać sekretarza.
— Proszę mi natychmiast wyszukać akta z roku 1862 zawierające protokuły mamek z naszego okręgu, oddających dzieci do przytułku — rzekł do wchodzącego urzędnika.
— Zajmę się tem bezzwłocznie — odparł sekretarz, zgadując po brzmieniu głosu i gęstach mówiącego, iż idzie tu o jakąś ważną sprawę.
— Pośpiesz pan, proszę, bo na to czekam.
Sekretarz szybko wybiegł. Nieobecność jego krótko trwała. Po kilku minutach ukazał się z paką ksiąg regestrowych, z któremi widzieliśmy Raula Duchemin, wydającego dowód Owidyuszowi.
— Oto są, panie merze... — rzekł, kładąc regestra. Księgi te zawierają lata od 1859 do 1866-go.
— Przeszukaj pan dwie księgi z roku 1862-go.
Sekretarz przerzucał karty drżącą ręką.
— Znalazłem... — wyrzekł po chwili.
— A gdzież protokuł, który powinien tu być dołączonym? — zawołał mer, wskazując palcem kartę regestru.
— Ja nie wiem nic, panie... — jąkał zmieszany urzędnik.
— Jakto? pan nie wiesz? — fuknął mer ze wzrastającym gniewem. — Proszę mi odpowiedzieć, czy należy do pana wiedzieć o tem, albo nie wiedzieć? Wszakże za wszystko, co się tu dzieje, pan jesteś odpowiedzialnym. Brak w aktach autentycznego dokumentu, a pan mi odpowiadasz, że nie wiesz, gdzie on się podział! Piękna zaiste odpowiedź! Otóż ja pana powiadomię, gdzie on jest — wołał mer, kładąc przed oczyma osłupiałego sekretarza arkusz papieru. — Zamiast wydać kopię, pan
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/815
Ta strona została przepisana.