chiwum panu sekretarzowi, prócz niego nikomu więcej... rozumiesz pani?
— Rozumiem... — rzekła, wychodząc odźwierna.
— Któż to był ów Duchemin? — pytał Edmund Castel.
— Pewien młody urzędnik, inteligentny, lecz człowiek słabego charakteru. Niektóre jego sprawki, nie pozwoliły mi trzymać go nadal w merostwie.
— Koniecznem byłoby, panie merze, wybadać go w tym względzie — odrzekł artysta.
— Dowiedzielibyśmy się komu on wydał ów wykradziony dokument.
— Duchemin wyjechał już z Joigny — odparł sekretarz — udał się do Paryża, przed dwoma tygodniami, a w drodze spotkał go nieszczęśliwy wypadek.
— Cóż takiego?
— Pociąg, którym jechał, wykoleił się w Bois-le Roi, w pobliżu Mélunu... Czytałem jego nazwisko zamieszczone na liście ofiar wypadku, ogłoszone w dzienniku.
— Umarł więc?! — zawołał Edmund Castel.
— Pisali, że został ciężko ranionym... Być może, iż już nie żyje.
— Otóż pan widzisz... — rzekł mer, zwracając się ku artyście, iż mimo najszczerszej chęci, nie jestem w możności dostarczenia panu innych objaśnień ponad te, które podałem. Napiszę zaraz do prokuratora w Paryżu, aby odszukano niezwłocznie Duchemina, jeżeli żyje jeszcze... Czynie mógłbyś pan mi powiedzieć, do czego posłużył ów wykradziony dokument — pytał dalej Edmunda.
— Do popełnienia nikczemnego czynu.
— Nie dziwię się temu. Wszystko mi teraz jasno staje przed oczyma. Pieniądze, jakiemi Duchemin popłacił swe długu były mu dane za kradzież. Wynajdą agenci policyjni owego barona de Reiss, będę się o to starał całą siłą, ażeby wyjść czystym z tej sprawy. Obecnie zatrzymuję ten dokument, a panu wydać rozkażę kopię, z mym własnoręcznym podpisem.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/818
Ta strona została przepisana.