— Proszę o to — rzekł Castel.
— Racz pan wejść do mego gabinetu, kopia za chwilę będzie gotową.
Edmund poszedł za merem.
W pół godziny później, z owym dowodem w kieszeni wsiadł na pociąg odchodzący do Paryża, który się zatrzymywał w Bois-le-Roi. Przybywszy tam, udał się do naczelnika stacyi.
— Wybacz pan — rzekł do niego — iż prosić cię będę o małe objaśnienie.
— Jestem na pańskie usługi... o cóż chodzi?
— O jedną z osób ranionych, podczas wypadku na drodze żelaznej, jaki tu miał miejsce przed dwoma tygodniami.
— O ranioną kobietę?
— Nie... o młodego mężczyznę.
— Nazwiskiem?
— Duchemin.
— Pan Duchemin, został ciężko ranionym w rzeczy samej, ale obecnie jest zdrów zupełnie. Odebrał sumę pięć tysięcy franków, która została mu wypłaconą przez Towarzystwo dróg żelaznych, tytułem odszkodowania, sam mu oddałem do rąk te pieniądze.
— Czy przebywa jeszcze tu w Bois-le-Roi?
— Był przed trzema dniami, lecz pragnął jaknajrychlej odjechać do Paryża. Nie wiem czyli już wyjechał.
— Nie możnażby się o tem dowiedzieć?
— Owszem... udaj się pan do hotelu, w którym go leczono.
— Jak się nazywa ów hotel?
— Jest to oberża pod znakiem Domku myśliwych, ot! tuż za stacyą... bardzo ztąd blisko.
Edmund Castel, podziękowawszy naczelnikowi, udał się w miejsce wskazane.
Oberża była opróżnioną zupełnie. Edmund znalazł w sali tylko służącą, która wybiegła naprzeciw niego. Była to znana nam Magdalena.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/819
Ta strona została przepisana.