— Co pan sobie życzysz? — pytała.
— Szklankę kawy z mlekiem i parę objaśnień.
— Jestem na usługi.
— Proszę mi powiedzieć, czy tu mieszka pan Duchemin, raniony podczas wypadku na drodze żelaznej?
— Tak... mieszkał tu... panie.
— Zatem wyjechał? — zawołał artysta.
— Wyjechał wczoraj wieczorem.
— Gdzie?
— Do Paryża.
— Nie pozostawił czasem swego adresu?
— Nie, panie, lecz można będzie pozyskać takowy.
— Powróci więc tu?
— Tak... ma tu przyjechać w Niedzielę, z panną Amandą.
— Któż to jest ta panna Amanda?
— Młoda, bardzo piękna osoba, która dowiedziawszy się, że został ranionym, przychodziła go odwiedzać. Zdaje się, że ona jest jego przyjaciółką. Pan Duchemin to ładny chłopiec zarówno.
— Czy panienka wiesz adres tej pani?
— Nie, panie.
— A znałaś ją przedtem?
— Znałam od chwili, gdy zamieszkała tu u nas w willi Róż, należącej do właścicielki tego hotelu z pewnym panem W podeszłym wieku, który zdawał się być jej protektorem.
— Któż on był?
— Ha! panie... była to osobistość nie lada... baron... ni mniej ni więcej pan baron!..
— Baron? — powtórzył artysta.
— Tak... baron de Reiss.
Na te słowa Edmund zadrżał pomimowolnie.
— Mówiłaś... baron de Reiss? — powtórzył, nie wierząc sam sobie.
— Tak, panie... człowiek z wielkiego świata.
— Znał on więc pana Duchemina?
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/820
Ta strona została przepisana.