wej i lewej gdzie niegdzie otwierały się drzwi domów, chłopcy sklepowi podnosili okienice, ziewając.
Naraz Owidyusz spostrzegł odźwierną domu, w którym się znajdował. Z naczyniem od mleka w ręku przechodziła wpoprzek ulicę, aby się dostać na przeciwległy chodnik.
— Pośpiesz się, stara!... — szepnął z demonicznym uśmiechem — radzę ci w twym własnym interesie wracać jaknajprędzej... Za chwilę nastąpić tu może coś nieprzewidzianego...
Spojrzawszy powtórnie w stronę ulicy św. Andrzeja, zadrżał pomimowolnie.
W oddaleniu ukazała się Joanna, pchająca swój wózek, napełniony chlebem w stronę, gdzie śmierć niechybna ją oczekiwała.
— Otóż jest! — zawołał, wstrząsany nerwowem drżeniem. — Och! och! odwagi... odwagi! Cios tym razem chybić nie powinien!
I z oczyma, wlepionemi w roznosicielkę, śledził jej kroki. Joanna zbliżała się zwolna, zatrzymując się. przed niektóremi domami dla dostarczenia tam chleba. Mijali ją przechodnie; byli to po większej części robotnicy, dążący do dziennej swej pracy.
— Bo czarta! — pomyślał z przestrachem Soliveau — może się zdarzyć, że ktoś wraz z nią jednocześnie przechodzić będzie pod rusztowaniem. Ha! to zły los... — dodał z bezczelnym cynizmem... Nie robi się omletu bez potłuczenia jaj!... Bądź co bądź, będzie to prosty wypadek.. Przedsiębiorca robót za to odpowie... Wypłaci odszkodowanie za złe urządzenie rusztowania.
Joanna wciąż się zbliżała. Zaledwie dziesięć kroków dzieliło ją od wspomnionego domu, gdy zatrzymawszy, się, weszła do sklepu. Po kilku minutach znów się ukazała, pchając swój kosz na kółkach przed sobą.
Chłopiec piętnastoletni, prawdziwy ulicznik paryski, biegł przed nią, pogwizdując wesoło. Spostrzegłszy go, Owidyusz zmarszczył czoło z niezadowoleniem. Tak roznosicielka
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/825
Ta strona została przepisana.