Rusztowanie, spadłszy na chodnik, zabiło w piorunujący sposób młodego chłopca, który biegł przed Joanną. Odrzuciwszy się ona w tył nieco, leżała zemdlona, lecz żywa, z twarzą pokrytą strumieniem krwi. Wózek, napełniony chlebem, który pchała przed sobą, ocalił ją od śmierci.
Rusztowanie spadając, spotkało jako zaporę ów wózek, który stanął pomiędzy jedną z desek od niego oderwaną, i wsparło się na brzegu owego kosza z chlebem, miażdżąc go ze szczętem.
Posłyszawszy skrzypnięcie sznurów, Joanna, nadchodząc właśnie, podniosła głowę, a spostrzegłszy niebezpieczeństwo, w tył się cofnęła. Ranę na czole otrzymała od uderzenia deską; ta rana, a co najmniej przestrach, sprowadziły jej omdlenie.
Złe wiadomości rozbiegają się z szybkością iskry elektrycznej. Pomimo rannej godziny, tłum ludzi zbiegł się na miejsce wypadku, ze wszystkich domów i sklepów przybiegali wystraszeni i ciekawi.
Nie badając przyczyny, z jakiej wynikła katastrofa, jedni usiłowali podnieść ciężką machinę i wydobyć z pod niej ciało zabitego chłopca, inni zaś nieśli ratunek matce Elizie, dobrze znanej w tej stronie miasta.