— Zkąd mogła go poznać? Wszak go widziała raz pierwszy.
Edmund Castel zadumał głęboko.
— Niej — zawołał po chwili — moje podejrzenia mnie nie mylą! To, o czem mi opowiadasz utwierdza je na nowo w całej sile.
— Zatem, podejrzewasz opiekunie... lecz kogo?
— Kogo?.. Harmanta.
— Odgadłem to... twe słowa tajemnicze poznać mi to dały... Sądzisz więc? — Nie tylko sądzę... lecz jestem teraz prawie pewien, że Paweł Harmant, jest Jakóbem Garaud, mordercą Juliana Laoroue.
— On... Jakóbem Garaud!.. On.. mordercą Juliana Labroue? — powtarzał Jerzy, oszołomiony tem nagłem odkryciem — lecz zkąd to wnosisz na Boga?
— Wszystko mi tego domyślać się każę. Osobistość owego mechanika, milionera od pierwszej chwili, dziwnie wydała mi się być tajemniczą. Ta jego podróż do New-Jorku, to jego małżeństwo z córką Mortimera, ten jego wielki majątek tak szybko nabyty, a nadewszystko te plany maszyny do giloszowania, na których Julian Laoroue zakładał całą swą przyszłość i wielkie bogactwo, niektóre szczegóły jego życia, postępowanie jego tak nikczemne i okrutne względem biednej Łucyi... jego uporczywość w doprowadzeniu Lucyana do małżeństwa z Maryą... odkrycie tego dowodu zbrodni Joanny, skutkiem którego wykopał przepaść pomiędzy Łucyą i Lucyanem; wszystkie te szczegóły przekonywają mnie niewzruszenie, iż Paweł Harmant jest nędznikiem... łotrem ostatniego rodzaju!.. A mimo tego, nie posiadam dowodów na potwierdzenie zbrodni z jego strony, wszystko z dymem idzie...