tleniu tej całej historyi, która bądź co bądź z bliska cię nie obchodzi?
Edmund Castel spojrzał na mówiącego, lecz nic nie odpowiedział.
— Przypuszczas więc, że Eliza Perrin, owa roznosicielka chleba — zapytał po chwili milczenia — byłaby rzeczywiście Joanną Fortier?
— Wiele szczegółów każę mi w to wierzyć.
— Czy wiesz gdzie ona mieszka?
— Nie wiem... łatwoby jednak było od Łucyi dowiedzieć się o tem.
— To prawda.
— Chciałbyś się z nią widzieć?
— Nie — odparł krótko Edmund — na co się to przyda?
— Mogłaby ona może udzielić jakich objaśnień?..
— Jakich? powiedz mi. Skoro w obec sądu nie zdołała udowodnić swej niewinności w tej zbrodni i dziś zarówno nie będzie mogła tego uczynić. Nie myślmy o tem więcej... Sądziłem, że pochwycę jakiś dowód... wymknął mi się on! Wszystko więc zatem skończone!
— Odstępujesz zatem opiekunie od swego zamiaru?
— Konieczność mi to nakazuje.
— I nie będziesz się starał odnaleść tego barona de Reiss, który jednym wyrazem, mógłby rozwiązać zagadkę?
— Nie!.. przynajmniej na teraz.
Mówiąc tak, Edmund krył prawdę, miał ważne powody, aby jej nie odsłonić swojemu wychowańcowi.
Gdy wyszedł od Jerzego, jedna stała, niewzruszona myśl opanowała jego umysł... Odszukać za jakąbądź cenę owego barona de Reiss.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Połączmy się z Raulem Duchemin. Bytność Edmunda Castel w Bois-le-Roi dała nam poznać, że były urzędnik