Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/851

Ta strona została przepisana.

Soliveau, spojrzawszy na fiakr, w którym sądził, iż siedzi Amanda, rzekł zcicha do Harmanta:
— Wysiądź prędko, zwróciwszy się plecami do owej pani, a wszedłszy do kawiarni, staraj się, aby cię dopiero tam zobaczyła.
Milioner zastosował się ściśle do jego polecenia. Rzecz słowo w słowo tak poszła, jak to przewidział Owidyusz.
Duchemin zauważył, jak który z nich był ubranym, a spostrzegłszy wysiadającego Harmanta w ciemnym paltocie i niskim, miękkim kapeluszu, wziął go za barona de Reiss.
— Pozostań w miejscu — rzekł Raul do woźnicy. Tamten niech sobie jedzie, gdzie zechce, o tego tutaj nam chodzi.
Fiakr z Owidyuszem oddalał się szybko. Harmant, straciwszy go z oczu, wszedł do kawiarni i usiadł przy stole, tuż pod kryształowym kloszem lampy gazowej, która oświeciła twarz jego.
Duchemin, stojący po za szklanemi drzwiami, nie mógł powstrzymać wybuchu gniewu.
— Otóż zażartowali sobie ze mnie, jak z głupca! — wyszepnął. — Spostrzegłszy, że ktoś ich śledzi, zamienili ubrania. Ach! poczekaj ty rozbójniku, zbrodniarzu, Soliveau!
I wracając do fiakra, powtarzał:
— Nietylko, że wszystko straconem jest dla mnie tego wieczora, lecz cała sprawa popsutą zupełnie. Odkryli, że ktoś ich śledzi... będą się teraz mieli na baczności... To jasne, jak dzień! Co czynić?
Rzecz naturalna, iż odpowiedzi nie znalazł na to zapytanie i udał się niezwłocznie do Batignolles. Amanda oczekiwała go niecierpliwie. Spostrzegłszy Raula, wchodzącego z zasępioną twarzą, odgadła, iż zaszło coś złego. Duchemin wszystko jej opowiedział. Mimo doznanego zawodu, dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
— Ty się śmiejesz? — zawołał z wściekłością.
— Ach! jak się nie śmiać, kiedy to takie zabawne!