— Kto jest ów człowiek, który pytał się o nas? jaki interes on mieć może?... — mówiła dalej szwaczka w zamyśleniu.
— Nic nie wiem... — rzekł Rani; — przestrasza mnie ta tajemniczość...
— I ja zarówno się niepokoję; ale nie psuj my tem sobie humoru. Pójdźmy powitać właścicielkę hotelu i zamówić śniadanie.
W pół godziny później zasiedli oboje przy stole. Magdalena im usługiwała. W chwili tej właśnie Edmund Castel wszedł do głównej sali. Oberżystka powitała go uprzejmie.
— Czem panu mogę służyć? — pytała.
— Proszę o śniadanie.
— Tu w sali, czy w ogrodzie?
— Tu — odrzekł Castel, siadając.
— Natychmiast każę położyć nakrycie.
I wydawszy stosowne polecenia, zwróciła się do malarza.
— Jakże? odnalazłeś pan barona de Reiss?
— Tak — rzekł artysta — dziękuję za udzielenie adresu. A co do pana Duchemin, nie słyszałaś pani coś o nim od chwili jego wyjazdu?
— Pan znasz pana Duchemin?
— Osobiście go nie znam, lecz pragnąłbym bardzo z nim się zobaczyć. Służąca pani mówiła, iż właśnie miał on tu dziś przybyć; skutkiem tego przyjechałem w nadziei, iż traf był może spotkać mi go pozwoli.
— Otóż los panu sprzyja w tym razie.
— Pan Duchemin pisał do pani, iż przybędzie?
— Więcej niż to... przyjechał właśnie, zamówił śniada nie i obiad... powróci tu po przechadzce.
— Ach! doskonale!... Pan Duchemin jest sam?
— Nie, panie... z młodą towarzyszką.
— Z panną Amandą?
— Tak.
Edmund Castel uśmiechnął się z zadowoleniem.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/856
Ta strona została przepisana.