— Raczcie mi państwo wybaczyć — wyrzekł, kłaniając się, artysta — iż nieznany osobiście, poważam się zabrać im kilka chwil czasu. Chcę prosić pana Duchemin o parę minut rozmowy.
— Uprzedzono mnie o tem... — wyjąkał Raul zcicha.
— Będę mógł zatem z panem pomówić? — pytał Edmund, spoglądając na Amandę.
Duchemin zrozumiał znaczenie tego spojrzenia.
— Możemy mówić otwarcie wobec tej pani — odpowiedział: — nie mam przed nią żadnych tajemnic.
Artysta siadł na podanem sobie przez Raula krześle.
— Obecność moja niepókoi pana, jak widzę — rzekł, spoglądając na pobladłego Duchemina; — jest to bezpotrzebne, upewniam. Wszystko to, co państwu opowiem, przekona was, iż nie macie we mnie wroga, ale przeciwnie, człowieka gotowego podać wam rękę, gdybyście wypadkiem potrzebowali pomocy.
Wyrazy te, zamiast uspokoić Raula, zwiększyły jego obawy. Za całą odpowiedź wyjąkał kilka słów niezrozumiałych. Amanda słuchała w milczeniu, Edmund mówił dalej.
— Przedewszystkigm potrzeba, abyście państwo wiedzieli, kim jestem. Nazywam się Edmund Castel, malarz z powołania. Mieszkam w Paryżu, przy ulicy Assas. Obecnie, abyście mogli zrozumieć, dlaczego przybyłem tu, chcąc z państwem się widzieć, powiadomić mi was wypada, iż posłyszawszy w Joigny, że pan zostałeś ranionym podczas katastrofy na drodze żelaznej i leczysz się w Bois le-Boi, sądziłem, iż tu łatwiej mi spotkać cię przyjdzie.
— A! — wyrzekł Raul — w Joigny więc pan dowiedziałeś się o tem?...
— Tak, panie.
— Od kogo?
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/859
Ta strona została przepisana.
VII.