nu i złożył ją na bruku dziedzińca. Kasyer cofnął się bełkocząc:
— Co widzę to nasz pryncypał, pan Labroux, cały zbroczony krwią. Zamordowany!
Jakób nie słuchał już więcej. Skoczył powtórnie w płomienie i zniknął. Dwie sekundy upłynęły za nim głos jego dobiegł z wnętrza, słaby, zmieniony:
— Jestem w gabinecie, przy kassie, duszę się, umieram!...
Chciano pośpieszyć na ratunek. Nieprzebyty mur ognia wzniósł się między ratującemi, a wejściem do korytarza. Nagle, dał się słyszeć trzask przerażający. Dach zapadł się z pierwszego piętra w antresolę. Zebrany tłum ludzi wydał okrzyk grozy.
— Jakób zagrzebanym został pod szczątkami murów w płomieniach, zgubiony! — zewsząd wołano, usiłując wedrzeć się do wnętrza, lecz bezskutecznie.
Szerokie ognisko bardziej palące niżeli piec w kuźni, nie pozwalało zbliżyć się do pawilonu. Mury zapadły się nagle. W chwili tej przybyli pompierzy z Maisons-Alfort i Charenton. Niestety było zapóźno! Cała fabryka przedstawiała wielką masę gruzów. Kasyer Ricous biegał tu i tam wśród tłumu, gestykulując żywo.
— To ta nikczemna — powtarzał — podłożyła ogień, to ona! Ona to zamordowała pana Labroux; ona jest przyczyną śmierci Jakóba!
Komisarz policyi z Charenton przybył jednocześnie z pompierami. Usłyszawszy słowa wyrzeczone przez kasyera, podszedł ku niemu pytając:
— Kto pan jesteś?
— Jestem, czyli raczej byłem kasyerem w fabryce.
— Oskarżasz pan kogoś o podłożenie ognia?
— Tak panie!
— Mówisz o spełnionym morderstwie?
— Tak jest. — Pójdź pan zemną.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/86
Ta strona została przepisana.