— On również i mnie chciał zabić, wiedząc, że podejrzywam go o tamtą zbrodnię... Ten człowiek nie nazywa się baronem de Reiss... on jest Owidyuszem Soliveau.
— Owidyusz Soliveau? — powtórzył artysta; — kuzyn Pawła Harmant... a raczej noszącego owo nazwisko, ponieważ ów przemysłowiec jest Jakóbem Garaud... tym razem ja się nie mylę! Lecz jakież tajemnicze węzły łączą z sobą obu tych ludzi? Jakim sposobem morderca Juliana Labroue obszył się w skórę Pawła Harmant i zkąd poznał Owidyusza Soliveau? Otóż nieprzeniknione ciemności! Zkąd nam wśród nich światło zabłyśnie?
Po chwili milczenia zaczął Edmund Castel, zwracając się do Amandy:
— Proszę, powiedz mi pani wszystko, co wiesz o tym człowieku... wszystko, cośkolwiekbądż dostrzegła, co zwrócić zdołało twoją uwagę od chwili pierwszego z nim spotkania się, aż do ostatniego momentu rozłączenia.
— Uczynię to... jeśli otrzymam od pana przyrzeczenie...
— Jakie?
— Że dopomożesz nam w naszej zemście...
— Uczynię to... ponieważ w tym razie wspólne nas wiążą cele.
— I Raul nie będzie karanym?
— W razie, gdyby poszukiwania już się rozpoczęły, wstrzymam je od jutra.
— Wszystko więc panu opowiem.
Tu rozpoczęła szczegółowe objaśnienia o pseudo-baronie de Reiss, mówiąc wszystko, co widziała, słyszała i o co miała go w podejrzeniu.
— Masz pani słuszność — rzekł Edmund, wysłuchawszy jej z uwagą — ten człowiek w rzeczy samej jest zabójcą Łucyi,