Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/868

Ta strona została przepisana.

baka, inni wreszcie wychylali olbrzymie porcye kawy z mlekiem.
Skoro matka Eliza się ukazała, przyjęto ją prawdziwym i huraganem powitań. Nie widziano jej od nastąpionego wypadku, wszyscy więc otoczyli ją, winszując ocalenia; każdy się tłoczył, aby uścisnąć jej rękę.
Tourangeau i Lugduńczyk, śpieszyli zarówno okazać swoją życzliwość. Widząc owo współczucie, którego szczerość nie ulegała wątpliwości, oczy Joanny napełniły się łzami, Zmuszoną była po dziesięć razy opowiadać szczegóły wypadku, od którego cudem tylko ocaloną została; poczem wyszła, by ująć za swój kosz z chlebem na kółkach.
Lugduńczyk i Tourangeau, nie mając roboty aż w południowych godzinach, zostali w gospodzie, paląc cygara z kilkoma towarzyszami. Przypominamy sobie, że ów to Lugduńczyk wskazał pierwszy niegdyś wdowie Fortier piekarnię Lebreta i wyrobił jej tamże miejsce roznosicielki chleba.
— Zatem postanowione? — zapytał Lugduńczyk Tourangeau.
— Postanowione — odpowiedział tenże; — ja na to chętnie się godzę... trzeba zapytać jednak naszych towarzyszów.
— O cóż chodzi? — zapytały naraz liczne głosy.
— Oto, co proponuję... — odparł Lugduńczyk. — Matka Eliza jest dzielną kobietą, którą wszyscy szczerze kochamy... nieprawdaż?
— Tak... niewątpliwie.
— A nietylko, że ją kochamy, lecz szanujemy i poważamy.
— Rzecz pewna.
— Byłoby to dla nas ciężką zgryzotą, gdyby była zginęła, przytłoczona tem rusztowaniem, które tak blisko niej spadło.
— Ach! to nie ulega zaprzeczeniu!
— I aby ją pochować przyzwoicie, gdyby ją była śmierć spotkała — mówił dalej chłopak — wszyscy z piekarni którzy