dał w paki, mając je przewieźć cło Buenos-Ayres, gdzie, jak wiemy, pragnął się stale osiedlić.
Dlaczego jednak obrał Buenos-Ayres? Oto, ponieważ dowiedział się, iż tam grano wiele, a gra w karty, jak wiemy, była wrodzoną mu namiętnością. Chodził po Paryżu mocno zajęty, mając się jednak wciąż na baczności przed Amandą, unikając ulic, w których mógłby ją spotkać, a wychodził od siebie i powracał w tych jedynie godzinach, w których wiedział, że szwaczka zatrudnioną jest w magazynie.
— Wypadek — mówił sobie — dał mi ją spotkać ostatnio, gdy mnie śledziła; zapewne była wysłaną natenczas przez właścicielkę szwalni. Rzecz podobna raz zdarzyć się mogła, ale nie nastąpi już więcej; jeżeli mnie szuka, nie odnajdzie... to próżna... za kilka dni będę już ztąd daleko.
Przez czas pobytu swego w Paryżu Owidyusz zaznajomił się w szulerni z pewnym jegomościa, zamieszkującym niegdyś w Buenos-Ayres, gdzie posiadał nieruchomość, co zmuszało go do prowadzenia korespondencyi ze swym reprezeutantem. Osobistość ta powiadomiła go o zwyczajach tego kraju i przyrzekła udzielić mu listy rekomendacyjne do kilku ze swych przyjaciół. Przybywszy zatem na miejsce, Soliveau nie znalazłby się osamotnionym.
Uprzejmy ów człowiek nazywał się Tiercelet, a mieszkał przy ulicy Jakóba.
Pewnego tedy popołudnia Owidyusz postanowił pójść do Tiercelet’a, zawiadamiając go o swym bliskim wyjeździe i prosząc zarazem o przyrzeczone sobie listy rekomendacyjne. Po licznych kursach, jakie odbył dnia tego, znalazł się w okolicy placu św. Sulpicyusza, przyległego do ulicy Jakóba.
Stary przemysłowiec z Buenos-Ayres był w domu nieobecnym i wrócić miał późno wieczorem. Niezadowolony z tej przeciwności Soliveau odszedł, oznajmiając, iż przybędzie nazajutrz rano.
Myśląc o tem wszystkiem, kroczył ulicą Sekwany.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/870
Ta strona została przepisana.