Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/877

Ta strona została przepisana.

knęła śmierci. Jest to dzielna kobieta, którą wszyscy kochamy.
— Ależ najchętniej należeć będę do tego! — zawołał Soliveaux pośpiechem. — Ileż złożyć trzeba?
— Sześć franków.
— Oto są.
— Przynieś listę, Maryanno, ażeby ten pan zapisał się na niej.
Dziewczyna podała arkusz żądany.
— Nazwisko pańskie? — pytała właścicielka.
— Piotr Lebrun.
— Już zapisałam... a teraz napijmy się koniaku.
Napełniwszy wódką kieliszki, trącili się niemi i jednym tchem wychylili takowe, poczem restauratorka, pożegnawszy nowego pensyonarza, udała się do kuchni, gdzie ją właśnie wzywano.
— Czart chybaby wmięszał się w tę sprawę, gdybym tym razem nie pozbył się na zawsze Joanny — mruknął Owidynsz. sam pozostawszy. — W sposób, jaki obmyśliłem, mój kuzyn Harmant nie dowie się nawet, że wyszła zdrowa i cała z wypadku przy ulicy Git-le-Coeur.
To mówiąc, odszedł.
Nazajutrz rano przy był wcześnie do Gospody piekarzów^ gdzie mu podano pierwsze śniadanie. Tourangeau z Lugduńczykiem, w kostiumach pracy, to jest z obnażonemi rękoma i bosemi nogami, ponieważ wprost przybywali z piekarni, nie ukończywszy roboty, przyszli, ażeby zjeść śniadanie i napić się wina. Spostrzegłszy Owidyusza, powitali go radośnie i siedli obok niego.
— Podaj butelkę wina — rzekł Tourangeau do służącej.
— Nie — zaprotestował Soliveau; — jutro, jeżeli zechcecie, dziś ja jeszcze płacę.
Podczas śniadania kazał przynieść sześć butelek wina, na które zaprosił wielu obecnych towarzyszów. Znano go już,