Kilku robotników podniósłszy zwłoki inżyniera, zanieśli je do budynku, jaki skutkiem kierunku wiatru od pożaru ocalał.
Komisarz policyi zwrócił się do pana Ricoux.
— Śledztwo bezzwłocznie wyprowadzonem zostanie, ja je rozpocznę i tej nocy jeszcze zawiadomię o tem jeneralnego prokuratora. Udziel mi więc pan proszę ustnych objaśnień dla spisania protokółu.
— Jestem na pańskie rozkazy — rzekł kasyer.
— Przedewszystkiem jedno słowo. Pan Labroux nie był żonatym, wszak prawda?
— Był wdowcem, miał dziecię.
— Czy miał rodzinę w Paryżu?
— W Paryżu, nie sądzę. Pan Labroux miał syna i siostrę wdowę, panią Bertin, zamieszkującą na wsi, w okolicach Blois. Dziecię jego chowa się przy siostrze zmarłego, od której pan Labroux odebrał w dniu onegdajszym telegram powiadamiający, że jego mały Lucyan zachorował. Wyjechał przeto natychmiast i miał powrócić jutro wieczorem, lub pojutrze z rana.
— Jak więc wytłumaczysz pan jego przybycie tej nocy?
— W sposób bardzo prosty.
— Jaki?
— Inżynier miał wiele robót, wymagających jego osobistego nadzoru. Widząc niewątpliwie, iż słabość dziecka nie przedstawiała niebezpieczeństwa, przyśpieszył swój przyjazd.
— Czy pan znasz dokładny adres siostry pana Labroux?
— Znam panie.
— Chciej wiec powiadomić ją o wydarzonym nieszczęściu.
— Dobrze.
— Nie pisz pan listu, ponieważby to zwłokę zrobiło W czasie, lecz wyślij depeszę.
— Wysyłam ją jutro równo ze świtem.
— To dobrze.
Umieszczono zakrwawione zwłoki pana Labroux w kącie remizy, na pęku słomy, przykryte kołdrą wełnianą.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/88
Ta strona została przepisana.