Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/890

Ta strona została przepisana.

— Mniejsza o to... bądź co bądź, ja ryzykuję!
— Ha! skoro postanowiłeś dokonać tego nieodwołalnie, sprzeczać się z tobą nie będę. Dokąd chcesz, abym adresował telegram, przeznaczony dla Harmanta? Do Courbevoie, czy też do jego mieszkania?
— Nad tem właśnie rozmyślam... Sam nie wiem, co zrobić? Nie śledząc go, jak zwykle, dziś zrana, ponieważ na pana oczekiwałem, nie wiem, czy jeździł do fabryki i czy gdzie z domu wychodził?
— Zaraz się o tem dowiemy.
— W jaki sposób?
— Sam osobiście udam się do Harmanta na ulicę Murillo.
— I nie obawiasz się pan? — zawołał Duchemin.
— Czego? Jeżeli zastanę go w domu, będę jaknajuprzejmiej przyjętym; przybiorę pozór zupełnej spokojności, ażeby mnie o nic nie podejrzewał. Harmant zna mnie dobrze, zostaję z nim w stosunkach, odwiedziny me przeto wydadzą mu się całkiem naturalnemi.
— Idź pan zatem... Mamże na ciebie tu oczekiwać?
— Nie, pojedziemy razem. Nie możemy rozdzielać się, dopóki na wszystkich punktach nie ułożymy zgodnie całego planu. Zaczekasz na mnie w kawiarni przy ulicy Malesherbes, gdzie każesz przygotować śniadanie. Przyjdę tam do ciebie.
— Zabierajmy się więc...
— Masz broń?
— Tak, mam rewolwer.
— Weź go z sobą, przydać się może.
— Właśnie to uczynię.
Raul, otworzywszy szufladę stolika, wyjął rewolwer sześciostrzałowy, a upewniwszy się, iż jest nabitym, schował go do kieszeni.
— Po drodze — rzekł — wstąpię do sklepu z wyrobami metalowemi.
— Po co? w jakim celu?