Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/891

Ta strona została przepisana.

— Chcę kupić obcęgi, ażeby niemi w razie potrzeby wyważyć drzwi w mieszkaniu Owidyusza. A teraz jestem na pańskie rozkazy.
— Jeszcze słowo... — rzekł Edmund, dobywając z portfelu depeszę, otrzymaną od mera w Joigny, którą podał młodzieńcowi. — Proszę, przeczytaj pan to...
Raul wziął telegram, a podczas czytania rumienił się i bladł naprzemian.
— Widzisz, iż nie zapomniałem o danem przyrzeczeniu — rzekł Castel — wysłałem list... Nie masz się więc czego obawiać. Tak samo, gdybyś został schwytanym na gorącym uczynku przy wyważaniu drzwi Owidyusza i gdyby cię przytrzymano, nazajutrzbym cię uwolnił.
— Dziękuję całem sercem za pańską wysoką protekcyę — rzekł Raul; — na zawsze wdzięcznym ci pozostanę.
Wyszli z domu oba, wsiadłszy do fiakra Edmunda, który przed bramą oczekiwał.
— Na ulicę Murillo! — zawołał artysta na powożącego; — masz dobrego bieguna, pędź co koń wyskoczy.
Powóz potoczył się szybko. Na rogu ulicy Murillo wysiadł Duchemin, pożegnał Edmunda Castel i udał się do oznaczonej kawiarni. Fiakr pomknął dalej, nie zatrzymując się, aż przy bramie pałacu. Artysta zadzwonił.
— Czy pan Harmant jest w domu? — zapytał otwierającego mu drzwi odźwiernego.
— Nie ma go, lecz panna Marya przyjmie pana.
W kilka minut później Edmund wprowadzony został przez kamerdynera do salonu. Marya wyszła na jego spotkanie. Była śmiertelnie bladą. Jej wychudłe i zapadnięte policzki pokrywały gorączkowe rumieńce, w oczach jedynie tlił jeszcze pewien odblask życia.
Edmund, widząc ją do tego stopnia zmienioną, cofnął się mimowolnie.
— Biedne dziewczę! — pomyślał — lepiej, ażeby umarło, nie doczekawszy hańby z wyjawienia ojcowskich zbrodni.