Tu artysta, uścisnąwszy rękę córki milionera, wyszedł z pałacu.
— Ona nic nie wie, że Owidyusz Jest w Paryżu. — myślał, wsiadając do powozu. Dla niej on mieszka zawsze w New-Yorku, gdzie prowadzi kupioną od Harmanta fabrykę. Co to wszystko znaczy? Można doprawdy zginąć wśród tego chaosu.
I kazał się zawieźć do kawiarni, gdzie oczekiwał na niego Duchemin.
— Harmant jest w fabryce — rzekł, wchodząc, do Raula — i nie powróci do domu na obiad.
— To znaczy, że ułożył sobie plan jakiś na wieczór dzisiejszy — odpowiedział Duchemin.
— Tak... zdaje się... a nawet jest to pewnem...
— A gdyby wyjechał z Courbevoie przed odebraniem depeszy, jaką mam mu przesłać?
— Nie obawiaj się, zatrzymam go w miejscu. Kazałeś przygotować śniadanie?
— Już jest gotowe... Czekałem na pana.
— Jedzmy więc prędko — rzekł Castel — ponieważ nie mamy czasu do stracenia.
W pół godziny potem obaj powstali. Edmund, zapłaciwszy rachunek, wsiadł do powozu z Ducheminem.
Była godzina dwunasta.
— Jedz do najbliższego biura telegrafu! — zawołał Castel na woźnicę.
Powóz zatrzymał się przed biurem wskazanem na bulwarze Malesherbes.
Oba z Raulem wszedłszy, wysłali depeszę następującej treści: