Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/896

Ta strona została przepisana.

mieście kilka interesów, poczem postanowił wrócić do fabryki, czekając na przybycie swego pseudo-kuzyna.
Ułożywszy czas w ten sposób i porozumiawszy się z Lucyanem względem robót w warsztatach, zamierzył wyjść właśnie z fabryki, gdy przyniesiono mu ów pierwszy telegram Owidyusza, naznaczający schadzkę. Przeczytawszy go, Harmant zdziwił się niezmiernie.
— A! czyliż mucha go ukąsiła? — zawołał, marszcząc brwi z niezadowoleniem; radbym, ażeby raz już wyjechał! Co znaczy to opóźnienie? Z jakiego ono powodu nastąpiło? Prosty kaprys, fantazya, nic więcej, ponieważ w tych jego wyrazach nic mi dostrzedz nie daje jakiegoś groźnego wypadku. Ha! skoro tak... odłożymy do jutra nasze pożegnanie. Z Jerzym jednakże porozumieć się muszę. Przepędzę dzień ten w fabryce i wrócę na obiad do pałacu.
Przywoławczy Lucyana, powiadomił go o nastąpionej zmianie w projektach, a napisawszy długi list do Jerzego Darier, dołączył doń potrzebne sądowe papiery, wysyłając to wszystko przez chłopca posługującego na ulicę Bonaparte.
O jedenastej powtórnie wezwał Liucyana.
— Pójdziemy razem na śniadanie — rzekł do niego.
Labroue ukłonił się na znak przyzwolenia, poczem obadwaj udali się razem do pobliskiej restauracyi.
Pozostawiwszy ich tam, zobaczmy, co w tym czasie działo się w Gospodzie piekarzów.
Joanna Fortier, jak zwykle, przybyła tam zrana. Tak czeladnicy piekarscy, jak i roznosicielki chleba, wydawali się być dziwnie tajemniczymi dnia tego. Nie rozmawiano z nią jak zwykle, ale szeptano po kątach, z boku na nią spoglądając. Zaciekawiło ją to do tego stopnia, iż przywoławszy Lugduńczyka, zapytała:
— Co wam się wszystkim dziś stało? Stronicie odemnie, jak gdybyście się mnie lękali... Spoglądacie na mnie w dziwny sposób...
Chłopak stanął zakłopotany, drapiąc się w głowę.