— Kiedy chcesz, powiem ci, matko Elizo — odrzekł po chwili. — Otóż potrzebujemy ci coś oznajmić i właśnie, gdy weszłaś, sprzeczaliśmy się komu głos oddać w tej sprawie.
Joannie przyszła na myśl jej przeszłość, ta przeszłość ciężka, ponura, którą być może wykryto. Pobladła nagle.
— O czem więc chcecie mnie powiadomić? — szepnęła zcicha.
— O czemś nader przyjemnem dla ciebie, matko Elizo — odezwała się właścicielka zakładu? — Na co to wszystko okrążać? Najlepiej iść wprost do celu. Otóż opowiem ci rzecz całą.
— Tak... tak! mów, pani! to najlepiej... — wołano zewsząd.
— Wiadomo ci, matko Perrin — zaczęła restauratorka — ile cię tu wszyscy kochamy i poważamy. Mieszkańcy tego domu, moi klienci, robotnicy z piekarni, mój mąż i ja nareszcie, wszyscy uważamy cię za wzór poczciwej i dzielnej kobiety.
— Wiem, iż mam tu przyjaciół — przerwała do łez wzruszona roznosicielka.
— I to prawdziwych przyjaciół, matko Elizo — poparł Tourangeau — a gdyby ci kiedy przyszło uskarżać się na któregokolwiek z nas, no! inni daliby mu za to naukę, jaką popamiętałby na wieki. Lecz cisza... Zabiera głos nasza obywatelka, słuchajmy...
— Głęboko zasmuciliśmy się wszyscy, matko Elizo — mówiła właścicielka zakładu — posłyszawszy o tym strasznym wypadku z rusztowaniem; i gdybyś była nieszczęściem wówczas zginęła, sprawilibyśmy ci pogrzeb wspaniały. Bóg jednak nie dopuścił takiej katastrofy. Wszyscy ci poczciwi ludzie, którzy tu przychodzą, wszyscy ci twoi znajomi, tak postanowili: Ponieważ Stwórca ocalił nam matkę Elizę, należy cieszyć się z tego, a na dowód, ile jej życie jest dla nas drogiem, ofiarujemy jej piękny bukiet i ucztę ze składek, na której, jako przewodnicząca, niech zajmie miejsce honorowe. Oto wszystko.
Joanna płakała z radości.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/897
Ta strona została przepisana.