Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/902

Ta strona została przepisana.

Amandzie podano omlet wraz z szynką. Owidyusz, zajęty mającą nastąpić sprawą, ani przypuszczał na chwilę, iż ktoś śledzi go z głębi gabinetu.
Maryanna postawiła przed nim pełną wazkę zupy.
— Oto na początek... — przyniosę panu teraz chleb, ser i wino.
— Śpiesz się! — wołał Soliveau — pokażę ci coś pięknego.
— Cóż takiego?
— Zobaczysz.
Amanda, stojąc przy otwartem okienku, nie traciła jednego słowa z rozmowy. Przez szparę między firankami spostrzegła Owidyusza, odwróconego plecami. Maryanna wróciwszy, postawiła na stole przed nim potrawy.
— No... a teraz — zawołała — cóż mi pan pokażesz?
— Ha! ha! jesteś ciekawą... no, pójdź i zobacz.
Tu wyjął z kieszeni dwa safianowe pudełka, jedno czerwone, a drugie czarne. Otworzył czerwone pudełko. AYewnątrz na błękitnym aksamicie błyszczała para złotych kolczyków.
— No... jakże ci się to podoba? — zapytał.
— Ach! prześliczne i kosztowne zapewne... Czy to na podarunek dla matki Elizy?
— Odgadłaś.
— Jakże to pięknie z pańskiej strony... dopieroż się ucieszy ta biedną kobieta!
— Spodziewam się...
— A co jest w drugiem pudełku?
— Druga para kolczyków.
— Dasz jej pan zatem dwie pary.
— Nie... ta druga para nie dla niej.
— A dla kogo?
— Dla ciebie, Maryanno.
Dziewczyna pokraśniała z radości.
— Dla mnie? — zawołała zdziwiona.
— Tak jest... dla ciebie... Powiedz mi, jak ci się podobają?