Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/911

Ta strona została przepisana.

Dziewczyna poszła rozmienić pieniądze do kontuaru, powiadamiając właścicielkę, iż gabinet został na pół dnia zajętym przez znajdującą się w nim osobę, poczem odniosła resztę drobną monetą Amandzie, która niezwłocznie wyszła z restauracyi.
Maryanna była uczciwą dziewczyną; oburzała ją nikczemność burgundczyka. Radaby była wszystko opowiedzieć swej pani, aby wyrzucić za drzwi owego hultaja, który chciał zaszkodzić zdrowiu matki Elizy, wystawiając ją na śmieszność. Przyrzekłszy jednak zamilczeć o wszystkiem, postanowiła słowa dotrzymać. Prócz tego wiedzieć pragnęła, co też o sobie ów łotr mówić będzie po wybiciu przygotowanej mięszaniny dla roznosicielki chleba, kłopocząc się obok tego, w jaki sposób postąpić z owemi dwiema setkami franków. Skoro powie o tem swej pani, ta ją zapyta napewno: „Zkądżeś je wzięła?“ Co odrzec natenczas?
W chwili, gdy nad tem wszystkiem rozmyślała, przywołała ją do siebie właścicielka sklepu.
— Przesiadujesz w gabinecie — zawołała z gniewem — podczas, gdy tu jest tyle roboty do wykonania!
— Rozmawiałam z tą panią...
— Dobrą chwilę wybrałaś do prowadzenia rozmowy.
— Chodziło o matkę Elizę.
— O nią... z jakiego powodu?
— Ta pani, przyzwawszy mnie do siebie, dała mi to dla niej...
Tu pokazała trzymane w ręku dwa stufrankowe bilety.
— Ach! ależ to jest dwieście franków! — zawołała właścicielka.
— Tak, pani.
— I dała to dla matki Elizy?
— Dla niej.
— No, jeśli tak, to już nie gniewam się, żeś rozmawiała. Oddasz ów podarunek przy końcu uczty owej poczciwej kobiecie.