— Myśl ta opanowała mnie, nie dając spokoju, przybyłem więc dziś rano na ulicę Murillo, chcąc pana prosić, abyś mnie z sobą zabrał do Courbevoie.
— Widziałeś się pan z moją córką? — pytał milioner.
— Tak jest — rzekł Edmund; — panna Marya powiedziała mi, że pan przez dzień cały pozostaniesz w fabryce.
— Było to moim zamiarem... w rzeczy samej. Mam bowiem notaty do klasyfikowania... cały stos notat.
— Przeszkadzam więc panu być może?
— O! nie... bynajmniej. Klasyfikowanie to odłożyć można; pańskie odwiedziny podczas mych robót będą dla mnie drogocennem roztargnieniem.
— Postanowiliśmy razem dziś obiadować — rzekł Castel.
— U mnie — odparł Harmant.
— Nie; panna Marya powiedziała, że pan nie powrócisz; nieprzygotowaną jest zatem.
— Miałem rzeczywiście być tego wieczora u jednego z mych klientów w ważnym interesie, odebrałem jednak telegram, którym zmienił mój zamiar.
— Tembardziej mam nadzieję, że przyjmiesz pan moje zaproszenie. Wróciwszy do Paryża, udamy się do restauracyi. Lucyąn mi przyrzekł swe towarzystwo. Uprzedzam pana, panie Harmant, iż odmawiając, wielkąbyś mi pan przykrość uczynił.
— Przyjmuję zatem... cały mój wieczór do was należy.
— Dziękuję... — odrzekł artysta.
Lucyan wyszedł z gabinetu, aby się zająć swą pracą.
— Oprowadzę pana po warsztatach — odezwał się Harmant; — pokażę ci wszystko nie przepuszczając najmniejszego szczegółu.
— Mocno panu będę za to obowiązanym.