Gdy obaj mieli wychodzić, ukazała się odźwierna z telegramem w ręku.
— Depesza do pana — wyrzekła.
Harmant odebrał kopertę.
— To nasz telegram... — pomyślał Edmund.
— Pozwolisz pan, że przeczytam? — pytał uprzejmie milioner.
— Proszę o to... niechaj że moja obecność nie sprawia panu różnicy.
Jakób Garaud, zbliżywszy s ę do okna, rozdarł kopertę telegramu. Czytał, a jego oblicze widocznie się zasępiało.
Edmund ukradkiem go obserwował.
— Co to znaczy? — myślał milioner, chowając papier do kieszeni. Dziś rano odwołał schadzkę, a teraz naznacza mi inną?... Coś się znów dzieje...
— Pan się zaniepokoiłeś? — pytał Edmund Castel: — czyżby jaka niepomyślna wiadomość być może?...
— Tak, w rzeczy samej... nieprzewidziana, a ważna okoliczność zmusza mnie do odwołania przyjętego przed chwilą zaproszenia. Muszę być nieodmiennie o dziewiątej wieczorem u jednego z mych klientów.
— I będziesz pan mógł być, nie zmieniając naszego projektu — rzekł malarz. — Obiadować będziemy punkt o szóstej godzinie, w tej stronie miasta, gdzie pana powołuje interes, a w pół do dziesiątej opuścisz nas, aby udać się do swego interesanta.
— Lecz...
— O! nie przyjmuję żadnych wymówek. — zawołał Castel, śmiejąc się wesoło: — obstaję przy mojem prawie. Nie pozbawisz mnie pan tak łatwo, jak sądzisz, przyjemności spędzenia paru godzin w swem towarzystwie.
— Co począć? poddaję się... lecz o w pół do dziewiątej pożywicie mi odejść...
— Rzecz postanowiona. W jakiej stronie miasta masz pan interes do załatwienia?
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/916
Ta strona została przepisana.