Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/918

Ta strona została przepisana.

— Będę go śledził — odrzekł woźnica. — Ho! ho! za dwadzieścia franków nie uniknie on przedemną.
Powóz z wymienionemi wyżej osobami wjechał na most.
— Czy to ten? — pytał Raula powożący, nachylając się ku drzwiczkom.
— Ten — odrzekł młodzieniec.
— Dalej więc, w pogoń! wesoło!...
O trzy kwandranse na szóstą oba powozy zatrzymały się na placu Europejskim, o dwadzieścia kroków odległości jeden od drugiego. Trzej mężczyźni wysiadłszy z pierwszego fiakra, weszli do restauracyi. Duchemin wysiadł również, zapłacił woźnicy i wszedł do tegoż samego zakładu. Spojrzawszy wokoło po sali, nie dostrzegł tych, których szukał, przywołał więc posługującego.
— Czy są tu oddzielne gabinety? — zapytał.
— Są, panie, na pierwszem piętrze.
— Czy ta restauracya nie ma innego wyjścia, prócz tego na ulicę?
— Owszem, ma drugie wyjście na korytarz.
— A prócz tego żadnego innego?
— Żadnego, panie.
— Dziękuję za objaśnienie. Proszę podać mi obiad.
I zasiadł do stołu w punkcie, z którego mógł widzieć oba wyjścia, łączące się z sobą.
Zostawmy młodzieńca na tym posterunku, a wróćmy do Gospody piekarzów.
Brakowało kwandrans do dwunastej. Wszyscy, należący do składki na ucztę dla roznosicielki, stawili się w komplecie. Brakowało tylko głównej bohaterki, która jeszcze nie przybyła.
Amanda, od dziesięciu minut wróciwszy od pani Augusty z uzyskanym urlopem na całe popołudni«, weszła do gabinetu, gdzie Maryanna jej usługiwała.
— Nie zapomnij uczynić, coś mi przyrzekła — mówiła jej szwaczka.