— Brawo!... brawo!... oto myśl piękna! — Pokaż-że nam ów podarunek — mówił Tourangeau.
Owidyusz wstawszy, podszedł ku Joannie Fortier.
— Pani Perrin — rzekł ów nikczemnik, podając jej pudeko — racz przyjąć to odemnie, a na dowód życzliwości z twej strony, pozwól mi się uścisnąć.
I na policzkach zacnej kobiety ów wspólnik Jakóba Garaud, złożył dwa judaszowe pocałunki.
Sala zagrzmiała od frenetycznych oklasków, wśród których postarzano:
— Zobaczmy ów podarunek... zobaczmy!
Joanna, otworzywszy pudełeczko, wydała okrzyk zdumienia. Podarunek przechodził z rąk do rąk, przez wszystkich chwalony.
— Winszuję ci, mój chłopcze — wyrzekła właścicielka zakładu, zwracając się do Owidyusza — umiesz, jak widzę, postępować uprzejmie z damami. Tak piękny jednak podarek oblać stosownie należy.
— Przewidziałem to — odparł Soliveau — stawiam butelkę prawdziwego Chartreus’u!
— Wiwrat burgundczyk! — wołano.
Maryanna na te wyrazy przybiegła z dwiema karafkami likieru szmaragdowej barwy.
— Najprzód dla matki Elizy — wyrzekła.
Joanna podała sw7ój kieliszek. Służąca, napełniwszy go po brzegi, zwróciła się do Owidyusza.
— A teraz... panu... — dodała.
I ze zręcznością czarodziejki, zmieniwszy w ręku flakony, nalała burgundczykowł Chartreus’u z tej flaszki, w którą wmięszał rano pewną ilość kanadyjskiego płynu.
— Za twoje zdrowie, matko Elizo! — zawołał łotr — trąćmy się kieliszkami!
— Z całego serca... — odrzekła roznosicielka.
Trąciwszy się kieliszkami, wychylili je jednym tchem.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/923
Ta strona została przepisana.