Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/927

Ta strona została przepisana.

Wkrótce więc i ty stara poczniesz nam tutaj cierkać, jak sroka na płocie...
— Ja? — zawołała Joanna, czując, iż z tego wszystkiego mięszać się jej w głowie zaczyna. — Ja... co on mówi? co to ma znaczyć?
— On chce powiedzieć — odezwała się Maryanna — że przygotował dla pani dozę tego dyabelskiego płynu, lecz zamiast pani, ja jemu wypić to dałam.
Soliveau nic nie słyszał, nie wiedział, co się „wkoło niego dzieje. Oczy mu krwią zaszły, całe ciało drgało w dreszczach konwulsyjnych.
— Tak... dałem ci płynu kanadyjskiego... — mówił dalej — tego samego płynu, który zmusił Jakóba Garaud do mówienia prawdy... i który zmusi ciebie do wyznania wobec wszystkich, że ty nie jesteś Elizą Perrin... ale Joanną Fortier!
— Milcz!... milcz!... — wołała z przerażeniem roznosicielka.
— Tak! ty jesteś Joanną Fortier... — mówił dalej Owidyusz — Joanną Fortier... której córkę, Łucyę, ja zabić chciałem; — Joanną Fortier... którą usiłowałem zmiażdżyć, przeciąwszy nad jej głową liny rusztowania przy ulicy Git-le-Coeur... Joanną Fortier, skazaną na dożywotnie więzienie, a zbiegłą z tegoż w Clermont!...
Okrzyk grozy i przerażenia wybiegł z piersi obecnych. Uczucie wstrętu powlekło wszystkie twarze, otaczający Joannę i Owidyusza nagłe się cofnęli.
Roznosicielka, odzyskawszy przytomność umysłu, śmiało stawić czoło obecnemu położeniu postanowiła.
— Ach! ty nędzniku... — zawołała, dumnie wznosząc głowę. — Ty morderco... zbrodniarzu, ty, chcąc mnie zgubić, ocalasz mnie bezwiednie!
— Tak! Joanną Fortier, skazaną za podpalenie, kradzież i morderstwo, ty jesteś... — zaczął chrypliwym głosem Soliveau.
— Tak... ja nią jestem... ja! — powtórzyła Joanna — jestem tą, którą w swem zaślepieniu ocalasz i rehabilitujesz! Tak... —