jący robotników przy układaniu w drewnianą pakę znanego nam już obrazu, jaki nazajutrz miano odesłać do Jerzego Darier, wiąz z tekturowym konikiem, udzielonym przezeń Edmundowi.
— Pan Castel jest nieobecnym... — rzekł lokaj na zapytanie przybyłej. — Wyszedł z domu od rana.
— A o której powróci?
— Nie wiem... pan nic mi o tem nie powiedział.
— Pozostawię mą wizytową kartę — rzekła Amanda — proszę mu ją doręczyć skoro powróci, wraz z oznajmieniem, iż radabym się widzieć jaknajśpieszniej z panem Castel w nader ważnym interesie.
— Dobrze... pani tu zatem powtórnie przybędzie?
— Nie wiem czyli mi czas pozwoli. Nie zapomnij pan proszę doręczyć mego biletu. Ta wyszła, jadać poprzednim fiakrem do siebie, na ulicę des Dames. Spodziewała się, Iż zastanie w domu Paula Duchemln, nadzieja ta ją zawiodła. Raul nie tylko, że był nieobecnym, ale żadnej kartki do niej nie pozostawił.
— O której godzinie wyszedł? — pytała odźwiernej.
— Około dziesiątej.
— Sam?
— Nie, wyszedł w towarzystwie tego pana, który będąc tu wczoraj zostawił swój bilet.
— I żadnego polecenia dla mnie nie pozostawił?
— Nic... ani słowa.
Amanda weszła do mieszkania mocno zaniepokojona.
— Co począć? — mówiła — pójść szukać Duchemin’a w Courbevoie, lub koło pałacu przy ulicy Murillo. Na co się to przyda? Podczas gdy wyjdę go szukać, on powrócić może. Lepiej uzbroić się w cierpliwość i czekać. I tak też uczyniła, oczekiwała w niepokoju.
Około siódmej wieczorem, zapukał ktoś do drzwi, pośpieszyła otworzyć. Byłto posłaniec z listem, na kopercie
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/931
Ta strona została przepisana.