Harmant uścisnąwszy rękę Lucyana, a następnie Edmunda, wyszedł, zwracając się w stronę placu Europejskiego.
Raul Duchemin rozpoczął za nim swój pościg, podczas gdy Edmund z Lucyanem, zatrzymali się w progu restauracyi, zapalając cygara.
— Czyś zauważył — pytał artysta Lucyana — tego młodego człowieka, który przeszedłszy koło nas, idzie krok w krok za Harmantem?
— Widzę go.
— A więc... mój kochany, ów człowiek oznajmi nam jutro zrana, iż mamy w ręku prawdziwego zabójcę twojego ojca...
— Co pan mówisz? — zawołał Lucyan z osłupieniem.
— Mówię najczystszą prawdę.
— Ach! czyż podobna?
— Nietylko prawdopodobne... lecz pewne.
— Lecz jakim sposobem... zkąd panie?..
— Nic tobie nie mówiąc, z obawy bym cię nie wprowadził w złudne nadzieje, na własną rękę działałem. Trafiłem na ślad nieomylny i jutro będę ci mógł powiedzieć: Lucjanie! teraz możesz kochać Łucyę Fortier i zaślubić ją możesz!'Tekst pochyłą czcionką
— Och! panie... panie — wołał Labroue, w przystępie gwałtownego wzruszenia, chwytając ręce Edmunda i ściskając je w swoich — obyś się tylko nie omylił!
— Pomyłka w tym razie jest niemożliwą.
— Opowiedz mi więc...
— Nic... nic, na teraz... — przerwał artysta. — Nie pytaj mnie, bo ci nie odpowiem. Zapal oto cygaro, które ci zagasło i idźmy na kawę.
Obaj szli bulwarem, ku ulicy Auberta.
O jedenastej, rozdzielili się. Edmund wrócił na ulicę Assas, by tam oczekiwać na Raula.
Lucyan marząc o szczęściu, jakiem mu błysnął przed oczyma były opiekun Jerzego, powrócił do swego mieszkania.
∗
∗ ∗ |