dyjskiego, przeznaczonego dla Joanny. Wezwany doktór oświadczył, iż to są zwykłe skutki tego płynu.
— Czy wiecie adres owego podejrzanego indywiduum?
— Nie wiemy, panie.
— Jakto! — zawołał zrywając się naczelnik policyi. — Pozwoliliście mu bezkarnie umknąć? Przytrzymać go przecież należało.
— Tak też uczyniliśmy... jest zamknięty w infirmeryi prefektury.
— Dobrze... A jak on się nazywa?
— Owidyusz Soliveau.
— Przyprowadźcie go tu do mnie.
— Niepodobna panie uczynić tego obecnie.
— Dlaczego?
— Pod wpływem kanadyjskiego płynu, zapadł w sen tak głęboki, iż zda się, jak gdyby był w letargu.
— Przyprowadzić mi go, skoro się tylko przebudzi — wyrzekł urzędnik — a wy obadwaj również przyjdźcie z nim razem, będę was potrzebował.
— Dobrze; — odpowiedzieli wychodząc.
— A teraz co do Joanny Fortier — ciągnął dalej. — Mówiliście, iż ludzie, którzy dla niej wydawali tę ucztę, ułatwili jej ucieczkę?
— Tak, panie.
— Znacie miejsce zamieszkania tej kobiety?
— Nie; zresztą wiadomość ta daremną by była, ponieważ wiedząc, że wyśledzono ją, z pewnością do domu nie wróci.
— Tak... w rzeczy samej... Nie z tej to strony wziąć nam się do tej sprawy potrzeba. W każdym jednak razie, starajcie się dowiedzieć, gdzie mieszkała, czem się trudniła, dokąd