Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/936

Ta strona została przepisana.

uczęszczała, rozciągniemy dozór nad nią. Będzie chciała noc spędzić z pewnością w którem z mieszkań umeblowanych, wydam przeto rozkaz aby policya miała baczność tej nocy, nad wszystkiemi podobnemi mieszkaniami.
— A jak mamy, panie, postąpić względem owego Pawła Harmant, o którym mówił Soliveau?
— Zajmę się nim, po wybadaniu tego człowieka. Obecnie nie mam wam nic więcej do powiedzenia. Odejść możecie.
Agenci wyszli z gabinetu.
Naczelnik policyi udał się do komisarza, a po krótkiej z tymże naradzie, wrócił do prefektury.
Owidyusz spał ciągle, sen jego wszakże zdawał się już mniej ciężkim.
— Pozostanę w biurze u siebie do ósmej wieczorem — rzekł naczelnik do jednego ze stróżów infirmeryi. — Skoro tylko ten człowiek się przebudzi, dostawić mi go proszę, lub powiadomić mnie o tem.
Wyszedłszy z prefektury, udał się na obiad, poczem wrócił do biura około ósmej godziny.
— Czy nie przysyłano tu z infermeryj? — pytał woźnego.
— Nie panie.
Urzędnik zamknął się w swym gabinecie i czekał.
Stróż infermeryi posłuszny rozkazom usiadł przy łóżku Owidyusza. Około dziewiątej spostrzegł, iż ów człowiek zlekka się poruszył. Przypatrzywszy się bliżej, poznał, iż się nie omylił; wkrótce objawiło się kompletne przebudzenie.
Soliveau wyciągnął ręce, otworzył oczy i spojrzał w około siebie. Słaby blask gazowego płomienia oświecał pustą tę salę. Spostrzegłszy przy swoim łóżku dozorującego, który go śledził z uwagą, przesunął ręką po czole.
— Gdzie ja jestem? — zapytał nagle, nie będąc pewnym czy nie śni, lub marzy.
— Znajdujesz się w prefekturze policyi — odrzekł zapytany.