Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/938

Ta strona została przepisana.

Właśnie gdy kończył powyższe słowa, zaskrzypiał klucz w zamku. Drzwi się otwarły i trzej gwardziści Paryża ukazali się w progu ze stróżem.
— Pójdź! — rzekł jeden z nich do Owidyusza.
— Gdzie mnie chcecie prowadzić? czego odemnie żądacie?
— Zobaczysz... pójdź z nami.
Wszelki opór był tutaj niepodobnym. Soliveau poddał się więc, czyniąc co mu rozkazano. W kilka minut później, wprowadzonym został do gabinetu naczelnika policyi, gdzie znajdował się już sędzia śledczy i dwaj znani nam agenci. Jeden z dozorców prefektury położył na biurku naczelnika, chustkę związaną na cztery węzły, w jakiej znajdował się flakon z kanadyjskim płynem, portmonetka, klucz i zegarek.
— Oto co znaleźliśmy — rzekł — przy tym człowieku.
Sędzia śledczy, któremu naczelnik policyi podał nakreślone przez siebie notaty, głos zabrał.
— Nazwisko-twoje? — zapytał.
— Piotr Lebrun — odrzekł Soliveau.
— Kłamiesz! — zawołał sędzia, patrząc mu w oczy.
Owidyusz odzyskał w oka mgnieniu całą swą zwykłą bezczelność.
— Ha! — zawołał tonem szyderczo zuchwałym — skoro pan sądzisz, iż jesteś lepiej powiadomionym nademnie o mojem nazwisku, dlaczego pytasz mnie o to?
— Ty się nazywasz Owidyusz Soliveau!.. — rzekł sędzia.
— Jeżeli się ono panu lepiej podoba, niech i tak będzie.
— Ja radzę ci porzucić tę minę łotrowską i odpowiadać poważnie.
— Każdy odpowiada jak umie. Powinieneś pan to wiedzieć, skoro tak dobrze znasz moje nazwisko.
Sędzia zaledwie zdołał pochamować wzburzenie.
— Nie pogarszaj twego położenia bezpożytecznem zuchwalstwem — odrzekł spokojnie. — Jeżeli nie chcesz nam odpowiadać, twój kuzyn Paweł Harmant za ciebie odpowie.