— Kto ośmielił się powiedzieć coś podobnego? — wybełkotał, usiłując zwalczyć swą trwogę.
— Ci, przed któremi wygłosiłeś zeznanie.
— Jeszcze raz powtarzam, że moje słowa nie miały żadnego znaczenia... Byłem pijany.
— Pijany... wskutek tego płynu... — wyrzekł naczelnik policyi, pokazując mu flakon przy nim znaleziony, w jakim pozostała jeszcze pewna część napoju indyjskiego. — Pijany, powtarzam, byłeś, użyciem tego płynu, jaki, przeznaczywszy dla Joanny Fortier, sam go wypiłeś. Doktór Richard, naczelny lekarz okręgu Sekwany, zna dobrze działanie tego niezwykłego napoju.
Owidyusz, pochylił głowę w milczeniu, nie wiedząc co odpowiedzieć.
— Gdzie mieszkasz? — powtórzył sędzia śledczy.
— W pokojach umeblowanych — odrzekł Soliveau.
Naczelnik policyi, wziąwszy z biurka klucz, znaleziony w kieszeni Owidyusza, wraz z portmonetką i flakonem, podał to sędziemu śledczemu, który obejrzawszy pomienione przedmioty, rzekł:
— Ten klucz jest od twojego mieszkania?
— Tak... — odparł Soliveau.
— Rzecz dziwna jednak, ażeby ów klucz, pochodzący, jak mówisz, z pokojów umeblowanych, nie miał na sobie numeru?
— Kartkę z numerem zgubiłem.
— A! chcesz nas jeszcze dalej oszukiwać!.. — zawołał sędzia z niecierpliwością — poczekaj... twój kuzyn Harmant, o wszystkiem nas powiadomi.
Stłumionym, nerwowym gniewem wybuchnął nagle Soliveau: