— Do kroć tysięcy piorunów!.. — zawołał, przyskakując z zaciśniętemi pięściami, zaiskrzonym wzrokiem — nudzicie mnie waszemi pytaniami. — Wiem dobrze, iż kto raz się znajdzie w waszych szponach, nie wydobędzie się już z nich więcej, chociażby był nawet niewinnym, jak nowonarodzone niemowlę. Pozwoliłem się wam pochwycić, jak głupi idyota, moja to wina, a tem większa, żem nie działał na własny rachunek. Niechaj więc i ci cierpią wraz ze mną, dla których pracowałem; niech się starają rozmotać to wszystko. Mieszkam przy ulicy Clichy, nr. 172. Ten klucz otwiera drzwi od ogrodu i jednocześnie od pawilonu, jaki zajmuję. Teraz, skoro o tem wiecie, nie pytajcie mnie o nic więcej... bo przysięgam na honor, nie odpowiem.
— Zaciąwszy się w milczeniu, pogorszysz tem wiele twą sprawę — rzekł sędzia.
— Zawracanie głowy! banialuki, po tysiąc razy powtarzane i znane. Przestraszajcie tem głupców, ale nie mnie. Nie dam się wziąć na kawał. Co się stało, już się nie odmieni, ot! wszystko.
— Prawdziwy Harmant więc umarł? — badał dalej sędzia — a ten, który nosi jego nazwisko, jest w rzeczywistości Jakóbem Garaud?
Owidyusz wzruszył ramionami.
— Mówiłem, że nie odpowiem... i dotrzymam słowa. Nudzą mnie wasze badania. Wikcie gdzie mieszkam, jeżeli macie węch dobry, trafić tam powinniście. Senność mnie teraz ogarnia do tego stopnia, że stojąc śpię prawie. Pozwólcie mi pójść się położyć. Jutro dalej mówić będziemy.
— Kto ci polecił zabić Łucyę Fortier i jej matkę Joannę i kto ci za to zapłacił? — pytał dalej urzędnik.
Soliveau milczał upornie.
— Nie chcesz odpowiedzieć?
Powtórne milczenie.
Sędzia się podniósł, usiłując zapanować nad ogarniającem go wzburzeniem.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/941
Ta strona została przepisana.