Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/944

Ta strona została przepisana.

nam furtką ogrodu i zaczął dzwonić. Duchemin przystanął naprzeciw, we wgłębieniu bramy.
— To tu... — pomyślał; — zobaczmy teraz, czy baron Arnold de Reiss jest w domu.
Kilka sekund upłynęło, nikt nie otwierał. Harmant, zadzwoniwszy powtórnie, znów czekał, lecz bezskutecznie. Szarpnął po raz trzeci dzwonkiem gwałtownie. Drzwi pozostały zamknięte, jak pierwej.
— Widocznie ów łotr jest nieobecnym — pomyślał Duchemin — zobaczmy jednak, co przemysłowiec nasz zrobi teraz? Graraud stał nieruchomie, rozmyślając, co znaczyła nieobecność w domu Owidyusza, w najmniejszej części nie przypuszczając, by owa depesza, jaką odebrał, mogła być zastawioną nań pułapką.
I zaczął się przechadzać wzdłuż i wszerz pod murem ogrodu, mniemając, iż Soliveau opóźnił się być może z przyjściem do domu o kilka minut. Raul na przechadzającym się pod światłem gazowej latarni dostrzegł oznaki niecierpliwości i gniewu.
— Dokąd u czarta... — pomyślał — spacerować on tak będzie? Miejsce, w jakiem stoję, nie jest właściwem schronieniem na dłuższe oczekiwanie. Harmant może mnie spostrzedz i domyślić się, iż go śledzę. Trzeba wynaleźć sobie jaki inny posterunek. Tak rozmawiając, spojrzał wokoło siebie. Sklepy, będące w pobliżu, nie dawały mu dostatecznego schronienia, lecz nieco dalej spostrzegł małą kawiarnię.
— Wejdźmy tam — rzekł Raul; — im lepiej jest się ukrytym, tem mniej budzi się podejrzenia. Siadłszy przy stoliku pod werendą, będę mógł badać dowolnie wszelkie ruchy mechanika.
I przeszedłszy wpoprzek ulicy, siadł przed drzwiami kawiarni, kazawszy podać sobie kieliszek koniaku i cygaro.
Milioner przechadzał się bezustannie pod murem ogrodu, ze wzrastającym niepokojem.