Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/946

Ta strona została przepisana.

Raul, zbliżywszy się do muru, przerzucił przezeń pakiet, zawierający dłuto, obcęgi i szrubsztak; następnie czekał jeszcze, przechadzając się aż do północy.
— Prawdopodobnie ów hultaj przepędzi noc w mieście — rzekł sam do siebie. — Zresztą wróci, czy nie wróci, działać potrzeba.
Upewniwszy się po raz ostatni, czy go kto nie śledzi, Duchemin wszedł na leżący kamień przy furtce, chwycił za brzeg muru i jednym skokiem siadł na jego wierzchołku, jak na koniu. Pozostawało mu teraz zsunąć się w głąb ogrodu, co też bezzwłocznie uczynił. Stanąwszy na ziemi, zaczął macać zamek u furtki: zamkniętą była podwójnie; chcąc tu wejść lub wyjść, potrzeba było mur przeskoczyć. Przesuwając ręką koło zamku, Duchemin napotkał ruchomą zasuwkę.
— Brawo! — zawołał — doskonale! Skoro się zamknę na rygiel, nikt nie będzie mógł wejść temi drzwiami.
I popchnął zasuwkę.
— Lecz jeżeli Soliveau wyważyłby furtkę, podczas gdy będę u niego — wyrzekł po chwili — gdzie się schronić natenczas? Wszystko przewidzieć potrzeba.
I poszedł ogród obejrzeć. Po za pawilonem niski mur odgradzał od tegoż skład drzewa. W cieniu pod drzewami widać było wysokie kupy nagromadzonych desek.
— Mógłbym przez ten mur przeskoczyć w razie potrzeby — rzekł do siebie — gdybym tylko miał na czem się wesprzeć.
I jednocześnie potknął się o małą budkę na metr wysoką, zbitą z desek, a służącą widocznie właścicielowi do wychowywania królików.
— Otóż czego mi trzeba! — zawołał — gdybym zmuszony był uciekać, wskoczę do składa drzewa, gdzie znajdę dobre schronienie.
Wróciwszy po pakiet z narzędziami, pozostawiony pod pierwszym murem, rozwiązał go, a zbliżywszy się do drzwi pawilonu, wziął dłuto i wsunął takowe pomiędzy zamek i ramę.