Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/950

Ta strona została przepisana.

Zebraczy całą odwagę, na rękach dowlókł się do szopy nareszcie, poczem, mimo nadzwyczajnego bólu, podniósł się, otworzył drzwiczki jednego z fiakrów, wsiadł weń i złamany cierpieniem nad siły, padł na siedzenie bezprzytomny.
W pawilonie Owidyusza tymczasem policya przeszukiwała gorliwie.
— Otóż! — zawołał naczelnik, pokazując sędziemu śledczemu złoto i bilety bankowe, leżące w otwartej szufladzie; — człowiek ten, który drzwi wyważył, nie przyszedł tu dla kradzieży. Dowodem tego te, ot... pieniądze.
— Pocóżby więc przychodził? — zapytał sędzia.
— Po zabranie papierów, o których istnieniu możemy wnosić z odpowiedzi tego nędznika Soliveau.
— Zatem ów łotr zażartował z nas — rzekł sędzia. — Miał widać wspólnika w Gospodzie piekarzów i ów wspólnik spostrzegłszy, że Owidyusz został aresztowanym, uprzątnął ztąd wszystko, co mogło skompromitować tego hultaja.
— Zaręczam, że to uczynił Paweł Harmant... tak... Paweł Harmant, napewno... — powtórzył naczelnik policyi. — Patrz pan, narzędzia, jakie tu pozostawił, wszystkie są nowe. Zostały kupionemi umyślnie na tę wyprawę. Ten człowiek był tu, gdyśmy przybyli i uciekł.
— Być może... lecz o tak późnej godzinie, nie będzie mógł wyjść z przyległych domów, które są zamknięte. Straż miejska czuwać tu będzie i równo ze dniem przetrząśnie wszystkie podwórza i kamienice.
Po tych słowach rozpoczęto w mieszkaniu poszukiwania. Wszystkie sprzęty zostały ściśle przejrzanemi jedne po drugich; pakunki i zawiniątka porozwiązywano i przetrząśnięto. Naczelnik policyi spostrzegł wypisane na pakach adresy.
— W samą por^ — zawołał — schwytaliśmy, tego człowieka; ów łotr chciał uciec do Ameryki.
Zamieszczono ów szczegół w protokule. O trzeciej nad ranem ukończono poszukiwania, poczem dwaj urzędnicy raport podpisali. Straż miejska wraz z agentami czuwała przy bra-