Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/957

Ta strona została przepisana.
„Drogie ukochane me dziecię!

W dniu dzisiejszym kończysz dwudziesty piąty rok życia. Pamiętając o tem, jak widzisz, posyłam ci obraz przyobiecany. Obok tego pragnąłbym złożyć ci niezmiernie ważne zwierzenia. Będę u ciebie o dziewiątej, mając nadzieję, iż na mnie zaczekasz.
Twój na zawsze przyjaciel i były opiekun

Edmund Castel.“

W chwili, gdy artysta list skończył, wszedł jeden z posłańców.
— No! paka już szczęśliwie na dół zniesiona — zawołał — mój kolega został przy niej. Ja powróciłem aby zapytać się pana gdzie to zanieść mamy?
— Pod ten tu adres, na ulicę Bonapartego — rzekł Edmund. — Oddasz przytem, ten list panu Jerzemu Darier, adwokatowi.
— Dobrze panie.
— Po dostawieniu obrazu, we wskazane miejsce, powrócisz tu; służący za kurs wam zapłaci.
Posłaniec, wziąwszy list, odszedł.
Obróciwszy się Edmund, spojrzał powtórnie na szczątki konika, oraz rozproszone gałganki i papiery.
— Ów sławny rumak Trojański, nie był jak widzę lepiej zaopatrzony — rzekł, zbierając szczątki z podłogi. Kto jednak napchał weń tyle? Tu zaczął przeglądać porozrzucaną zbieraninę.
— Nie mógł tego zrobić fabrykant — mówił dalej. — Jerzy więc będąc malcem uprowidował w ten sposób swojego bieguna.
Tu nagle Castel zatrzymał się w osłupieniu, z oczyma, utkwionemi w ćwiartkę papieru, jaką wydobył z pośród gałganków. Zbladł, ręce mu drżały. Nazwisko, jakiego niespodziewał się spotkać w tej chwili, przybiło go w miejscu nieruchomie.