— Jakób Garaud! — zawołał — list pisany przez Jakóba Garaud do Joanny. Boże... mój Boże!.. gdybyż to był...
I począł czytać przerywanym głosem:
„Wczoraj ukazałem ci w bliskiej przyszłości majątek dla ciebie i twoich dzieci. Obecnie, mogę ci to przyrzec w sposób niezawodny. Jutro zostanę bogatym, lub co najmniej środki do zebrania wielkiego majątku znajdą się w mem ręku. Zostanę posiadaczem wynalazku, który mi przyniesie korzyści nieobliczone, a na eksploatacyę tegoż, będę miał przeszło dwieście tysięcy franków.“
„Porzuć więc proszę, Joanno, wszelkie fałszywe skrupuły! Pomyśl o swoich dzieciach, które się staną mojemi, a ta myśl niechaj ci doda odwagi. Będę cię oczekiwał dziś w wieczór o jedenastej, wraz z małym Jurasiem na moście w Charenton, zkąd zaprowadzę cię w bezpieczne schronienie, z jakiego jutro wyjedziemy na obczyznę, by tam żyć w szczęściu i bogactwie.“
„Opuść bez żaluów dom, z którego właściciel wypędza cię, pośpiesz ku temu, który cię kocha i na zawsze ci wiernym pozostanie. Gdybyś nie przyszła Joanno... nie wiem ku jakiej ostateczności rozpacz popchnąćby mnie mogła!“
„Wszak mam nadzieję, że przyjdziesz.“
— Na Boga! — zawołał artysta, po przeczytaniu — ależ to jest ten list, o którym Joanna Fortier sądziła, iż został spalonym w czasie pożaru. Jestto ów dowód jedyny jej niewinności, o którym zawsze mówiła, jakiego wzywała bezprzestannie nieszczęśliwa! Aten dowód tak blisko niej się znajdował! Biedna kobieta! fatalizm ciążył widocznie po nad nią. Treść tego listu wyświetla wszystko, nie ulega ona zaprzeczeniu.