Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/96

Ta strona została przepisana.

gdzie zmieniwszy ubranie, bez straty czasu udał się do Alfortville, otrzymawszy zawiadomienie, iż jego obecność będzie tam niezbędnie potrzebną.
Kasjer był mężczyzną, około lat pięćdziesiąt mającym; zdziwaczały, nieprzystępny, podejrzliwy, trudny do obcowania z ludźmi. Wogóle nie lubił nikogo, uczuwając szczególny wstręt do biednej wdowy Portier. Tym sposobem zeznanie jego, mimo że najsumienniej złożone, musiało wywrzeć wpływ niekorzystny na dalsze losy Joanny. Przyszedłszy do fabryki, udał się niezwłocznie do sędziego śledczego.
— Dobrze, że pan przybywasz, potrzebuję mu zadać szereg ważnych pytań — rzekł sędzia.
— Czy zarządzono poszukiwania, jak rozkazałem? — zapytał, zwracając się do jednego z policyjnych agentów.
— Tak, panie.
— Jakież, są rezultaty!
— Znaleziono na podwórzu trzy butelki od petroleum.
— Proszę je tu przynieść...
Agent wyszedł po butelki, podrzucone umyślnie, jak wiemy, przez Jakóba Garaud. Po chwili wniesiono je i postawiono przed sędzią śledczym na stole, naprędce zestawionym z desek.
— Panie Ricoux — rzekł sędzia do kasjera, powąchawszy resztki płynu — czy poznajesz pan, że te butelki są istotnie te same, jakie widziałeś u Joanny Fortier w chwili, gdy przelewała w nie petroleum z blaszanki, która widocznie stopiła się w płomieniach.
— Ależ te same — zawołał kasjer — te same! Poznaję je doskonale... pomyłka nie ma tu miejsca... Są to dawne butelki po wodzie mineralnej, patrz pan, panie sędzio... jeszcze noszą na sobie szczątki etykiety...
— Ileż ich było?
— Widziałem ich pięć, stojących w składzie na ziemi.
— Czy wszystkie były napełnionemi?
— Tego nie wiem.