Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/962

Ta strona została przepisana.

Jednocześnie kucharka oznajmiła, iż śniadanie gotowe. Obadwa przeszli do jadalni.
— No! a teraz opowiadaj... — rzekł Edmund — będę cię słuchał z najwyższem zajęciem.
Duchemin przedstawił w najdrobniejszych szczegółach wypadki, zaszłe podczas ubiegłej nocy, oraz bytność swą w pawilonie przy ulicy de Clichy.
— Owidyusz został więc aresztowanym — zawołał artysta; — a gdy ów zbrodniarz wyjawił nazwisko swego wspólnika wobec policyjnych agentów, rozciągną nadzór nad domem Harmanta. Mało nas to zresztą obchodzi. Przybędę do niego zanim zostanie aresztowanym, ponieważ z milionerem, tak jak on powszechnie poważanym, policya będzie działała zwolna, ostrożnie. Co zaś do Joanny Fortier, zajmiemy się nią, skończywszy wprzód sprawę z Jakóbem Garaud. Gdyby w tym czasie została przytrzymaną, będę się starał o jej uwolnienie.
We drzwiach jadalni ukazał się służący. Powrócił, przywożąc z sobą Lucyana.
— Biegnę, kochany artysto — zawołał tenże. — Chcesz, jak mnie powiadomiono, o czemś ważnem zemną pomówić.
— O rzeczach niesłychanej wagi — odrzekł Edmund Castel.
— Słucham więc...
— Odkryłem zabójcę twojego ojca, Lucyanie!...
Labroue zbladł, usta mu drgały, nie był w stanie słowa przemówić. Wzruszenie głos mu tłumiło.
— Odnalazłem go — mówił dalej Edmund — a to dzięki pomocy tego pana — tu wskazał na Raula — dzięki jemu, który zdemaskował tego nędznika.
Syn Juliana Labroue zaledwie zdołał nad sobą zapanować.
— Nazwisko tego mordercy? — zawołał.
— Będziesz je wiedział w swoim czasie i to niezadługo — rzekł Edmund. — Panie Duchemin — pytał, zwracając się do Raula — będziesz-że miał odwagę towarzyszyć nam obu, wsparłszy się na mnie i Lucyanie?