Trzy te wyrazy: „Z przyczyny roznosicielki chleba“ napełniły Łucyę przerażeniem. Przywoławszy całą, odwagę, zbliżyła się do rozmawiających.
— Wybacz, pani — przemówiła do jednej z kobiet. — Słyszałam, jak opowiadałaś przed chwilą, że Gospodę piekarzom z rozkazu władzy zamknięto?
— Tak jest, panienko.
— I to z przyczyny roznosicielki chleba?
— Tak... właśnie.
— A nie wiesz pani czasem nazwiska tej roznoscicielki?
— Nazywano ją powszechnie matką Elizą.
Łucya zachwiała się, począwszy, iż wszystka krew nagle do serca jej spływa, dusząc ją prawie.
— Ależ dlaczego... dlaczego? — pytała ledwie dosłyszanym głosem.
— Ba! pytasz panna dlaczego? Prawdy tu nikt nie wie... Mówią wiele rzeczy... nadmieniają o zbrodni...
— O zbrodni? — powtórzyła Łucya, drżąc cała.
— Tak... Podczas uczty jakiś człowiek został przyaresztowanym, który udawał chłopca piekarskiego, a nie był nim wcale, i który, jak mówią, chciał otruć matkę Elizę. Następnie chciano zaaresztować wraz z nim matkę Elizę, lecz robotnicy piekarscy, odepchnąwszy agentów, ułatwili jej ucieczkę. Otóż wskutek raportu tych policyjnych agentów, zakład został zamknięty, a właściciele Piekarskiej gospody wezwani zostali dziś rano do sędziego śledczego.
— Boże! mój Boże! — zawołała Łucya z rozpaczą, i szybko odbiegła.
Szła chwiejąc się, z pomięszanemi myślami, nie wiedząc, czy wierzyć ma temu, co usłyszała przed chwilą, a wyrazy: „Człowiek, który chciał otruć matkę Elizę, został przyaresztowanym...“ — brzmiały jej w uszach bezustannie. Roznosicielka
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/965
Ta strona została przepisana.
XXVIII.